Czułym okiem przyglądam się światu. Bardzo osobiście bądź z dystansem opowiadam o twórczym wyrażaniu siebie, o spotkaniach oraz inspiracjach arteterapeutycznych i fotograficznych.
Najbardziej lubiłam ich długość i gęstość. Włosy to moje poczucie atrakcyjności. Cenny atut, który zawsze doceniałam. Poza momentami, kiedy chciałam mieć loki lub fryzurę w warkoczyki. Gdy w liceum ścięłam warkocze, to później płakałam. Czułam się jakbym zniknęła, straciła swój charakter. Jeden z warkoczy powędrował do mojej przyjaciółki. Obiecałam jej, choć mam wrażenie, że zdziwił ją ten prezent. Natomiast drugi gdzieś jeszcze pewnie jest i możliwe, że kogoś kiedyś nieźle wystraszy.
Regularność pisania bloga została wyparta przez regenerację i lekcję cierpliwości w przestrzeni zdrowienia. Jak mi z tym? Akceptuję. Zależy mi na pełnym życiu, bez bólu i ograniczeń. Zatem słucham ciała, z wyrozumiałością. Powiem nawet więcej – bolenie nauczyło mnie kierowania się najpierw do siebie. Zaistniała sytuacja pooperacyjna okazała się być szybką ścieżkę nauki zdrowego egoizmu.
Jakiś czas temu rozmawiałam z kobietami o celowym znikaniu, chowaniu się w niewidzialnych ubraniach, oddawaniu decyzji w swojej sprawie innym – najlepiej mężczyznom. Nie było w tych stwierdzeniach buntu, raczej naturalność. Tak funkcjonuje świat, tak byłyśmy kształtowane, takie przyjęłyśmy przekonania.
Mam szczęście do Grażyn. Dobrze jest w życiu spotkać Grażynę, a nawet więcej Grażyn. Tak się u mnie układa, że co Grażyna, to jakaś ważna rewolucja, przemiana i postęp, większa…