O tym, czego może nauczyć obraz i jak malować z intencją rozmawiam z Katarzyną Bajerską
- 09/10/2020 przez Kasia
- WYJŚĆ Z KLATKI
Kasię poznałam na moim autorskim foto-arteterapeutycznym warsztacie OBRAZ KOBIETY, na Podlasiu. Większość uczestniczek przyjechała do Orendy dzień wcześniej. Marzanna Hlebowicz, właścicielka miejsca (w ramach projektu na kanale Youtube WYJŚĆ Z KLATKI opowiada o nim), tworzy niesamowitą przestrzeń spotkań. Pewnego rodzaju wspólnota pojawia się samoistnie. Od momentu, gdy zasiadamy przy kuchennym stole, pijemy herbatę z pięknych kubków, rozmawiamy, a czasem głaszczemy koty i dzielimy się historiami.
Dzięki temu mogłyśmy świadkować przekazaniu portretu, który Kasia namalowała specjalnie dla Marzanny, jej osobistego wizerunku mocy, wzmocnionego wspierającymi symboli. Obraz intymny i prawdziwy, z przestrzenią na opowieść. Byłam zachwycona i zaintrygowana.
Postanowiłam zaprosić Kasię do projektu WYJŚĆ Z KLATKI, by dowiedzieć się, jak ona czuje sztukę, co jej ona daje. Powędrowałam do Pruszkowa i przy pysznej herbacie, świecy, jedząc strucel rozmawiałyśmy o życiu i twórczości. Od tego spotkania zaczęło się moje wędrowanie w stronę jungowskiej analizy i kobiecych książek na ten temat.
Czasem, a może nawet częściej najbardziej intrygujące wątki pojawiają się pomiędzy, gdy nie ma dyktafonu, kiedy wyłączę kamerę. Zatem z mojej rozmowy z Katarzyną Bajerską nie dowiecie się, że można mieć wykształcenie artystyczno-prawnicze i dlaczego, nie opowie, jak nauczyciele hamowali jej zapędy pisarskie, bo ich zdaniem niemożliwe, by samodzielnie pisała tak obszernie. Do tego, żeby ją odnaleźć trzeba podjąć wyzwanie poszukiwań lub mieć nieco więcej szczęścia 😉
Kasia Czajkowska: Co daje Ci sztuka, tworzenie?
Katarzyna Bajerska: Tworzenie daje mi wewnętrzną satysfakcję, Mogę się połączyć ze sobą, ze źródłem, które we mnie jest, z taką sferą, która jest we mnie najbardziej czuła, tkliwa, wrażliwa. Jej siłę i piękno mogę zamanifestować właśnie w obrazie. To jest takie niezwykłe, kiedy spod twojej ręki wychodzi twoja myśl albo twoje uczucie, z głębin. Jest to mistyczne przeżycie. Trudno jest o nim opowiedzieć z jakimiś konkretnymi szczegółami. Myślę jednak, że gdy siadam do płótna, zamykam oczy, sięgam wtedy głęboko oczami do wewnątrz i widzę. Myśl twórcza przechodzi przez moją rękę, łączy się z nią i już wiem, co ma powstać, co chce zaistnieć, ujawnić to co jest we mnie. Gdy siadam do malowania, do twórczego aktu oddaję się prowadzeniu. Powierzam się mu. Możemy tu mówić o Bogu, bo ja proszę „Boże prowadź mnie”, ale każdy inaczej rozumie, co innego czuje mówiąc o Bogu. Ja tak postrzegam całość istnienia. Proszę źródło, proszę wszechświat o takie wspomożenie, aby zechciał mi ukazać, to co powinnam widzieć i wiedzieć.
K. Cz.: Gdy tworzysz dla kogoś obraz…
K. B.: Gdy tworzę obraz dla kogoś, jest bardzo podobnie. Niedawno byłam na warsztatach i koleżanka, którą poznałam powiedziała, że gdy opowiadałam, jak one powstają, to zapragnęła mieć taki portret. Zawsze wtedy mówię, że potrzebuję zdjęcie, na którym osoba najbardziej czuje się sobą i czuje bardzo siebie, jest naturalna, bez pozy, maski, nic wymyślonego na jej temat. Za to jak patrzy na to zdjęcie, to przypomina sobie siebie prawdziwą. Gdy dostaję takie zdjęcie, długo na nie patrzę. Łączę się z tą osobą. Zamykam oczy i łączę się z całym jej wewnętrznym światem, wszystkimi ograniczeniami, programami, blokadami. To się od razu jakby wyświetla. Widzę je, a jednocześnie za tym wszystkim, za tą całą iluzją widzę prawdziwe piękno, prawdziwą jaśniejącą istotę. Nazwijmy to czystą świadomością, świetlistym bytem, bożą iskrą, jakkolwiek. Jest to niezwykle cudowna istota dla mnie, za całym woalem tego istnienia w świadomości ludzkiej, ziemskiej, jest zupełnie inna, a jednak nie tak bardzo inna. W procesie naszego życia zapominamy o sobie, jakim wewnętrznym pięknem jesteśmy, jak promieniejemy. To jest coś niezwykłego. Kiedy siadam do obrazu dla kogoś, również proszę o prowadzenie, aby działy się rzeczy z wyższego poziomu świadomości i odczuwania.
K. Cz.: Przyszło mi do głowy, jak Ciebie słucham, że to jest trochę jak służba.
K. B.: Tak to postrzegam, dlatego jak siadam do procesu tworzenia, to przede wszystkim mam na uwadze taką myśl, którą wypowiadam, że niech się dzieje wola twoja Boże, a nie moja. Niech się dzieje wola tej iskry bożej, drogi miłości, a nie znajduje manifestację moje ego. Nie robię tego dla zaszczytów i pochwały, a nawet jak się cieszę tym, co stworzyłam, to ma to dużo takiej dziecięcej radości – zobacz jakie to fajne albo zobacz jak mi to wyszło. To jest zupełnie świeże i ożywcze. Tak to traktuję. Jeśli ktoś do mnie przychodzi i potrzebuje obraz, to ja działam na jego rzecz, ale dla najwyższego dobra.
K. Cz.: Jeszcze sobie pomyślałam o intencji. Czy ludzie przychodzą z intencją, tematem i chcą byś go namalowała?
K. B.: Z intencją jest czasem sprawa problematyczna, bo zastanawiam się skąd pochodzi intencja. W życiu działamy z różną intencją. Na przykład, aby wywrzeć odpowiednie wrażenie na kimś, na otoczeniu, ozdabiamy się, stylizujemy. Możemy również w tym samym przypadku robić to, wyłącznie dla własnego samopoczucia. Wariacji jest wiele. Jeśli ja chcę komuś pomóc, to zastanawiam się z jaką intencją, czemu ma służyć moja pomoc, co ona przyniesie mi i osobie której pomagam. Nad intencją zawsze się zastanawiam. Myślę o tym, by była jak najczystsza, wykraczała poza moją osobistą potrzebę. Nawet jak mi ktoś mówi, że chciałby mieć obraz z intencją miłości albo szczęścia, to staram się patrzeć na najwyższy pułap szczęścia i miłości. Nie ten ziemski, ludzki, w zwyczajowym rozumieniu, czyli nie ten, który zawęża i skłania ku posiadaniu, tylko ten, który rozszerza i skłania do bycia we wszystkim, czyli uczestniczenia w całości szczęścia, miłości, uczestniczenia w całości bogactwa i dostatku, w szerokim rozumieniu.
K. Cz.: Czyli może w takim wyjściu poza kontrolę?
K. B.: To jest tak zwane WYJŚCIE Z KLATKI, rozumiane jako wyjście poza swoje oczekiwania i sięgnięcie czegoś większego. Kiedyś przeczytałam, co było dla mnie niezwykle inspirujące, że ludzie marzą, a marzenia stają się ich ograniczeniami. Np. marzę o tym, by płynąć statkiem i już sobie wyobrażam jak on ma wyglądać, co powinien mieć, czyli moje oczekiwanie w stosunku do tego obrazu już go ogranicza i mnie także.
K. Cz.: Czyli wyjście poza oczekiwania również…
KB: Tak, poza znane, bezpieczne, ale nie w rozumienia podstawowego poczucia bezpieczeństwa, tylko postawy konformizmu, żeby nikt ode mnie niczego nie chciał, czyli nie idę dalej, nie działam, bo to co jest, jest dla mnie wystarczające i bezpieczne. Z osobami, z którymi rozmawiam ciekawi mnie to, czy to co robią, myślą, czują, wzbogaca je czy zubaża. Zawsze jest takie pytanie. Zadaję je przede wszystkim samej sobie, szczególnie jak tworzę. Czy nie zawężam obszaru mojego postrzegania, czy to co robię wzbogaca mnie, drugą osobę i przestrzeń wokół nas. Praca z drugim człowiekiem przy powstawaniu obrazu jest niezwykłą podróżą. Napotykam w niej wszelkie możliwe przeszkody i uczę się dzięki temu pokory. Takiego wyjścia poza swoje własne ograniczenia, wyjścia poza własną przestrzeń, żeby móc dotknąć przestrzeni drugiego człowieka. Być w całkowitej akceptacji tego, co on przeżywa i jednocześnie widzieć, że jesteśmy tacy sami, że nic nas nie różni tak naprawdę, że na tym bardzo głębokim poziomie pochodzimy z tego samego źródła i łączymy się tym samym światłem.
K. Cz.: Czy sztuka może nas uczyć relacji?
K. B.: Mnie uczy relacji z samą sobą i relacji z drugim człowiekiem, czyli ten przysłowiowy obraz jest takim byciem z drugim człowiekiem codziennie, bez chęci oceny. Staram się wsłuchiwać w jego najcichsze szepty, co obraz świetnie pokazuje. Jest on takim dialogiem wewnętrznym z druga osobą. Nie ma znaczenia, czy ona przede mną siedzi, czy mam jej zdjęcie przed sobą, to jest dokładnie to samo, bo to jest to obecność energii, z którą pracuję. Ona uczy cierpliwości, słuchania, pokory, dialogu, a to nie jest takie proste. Dialog z drugim człowiekiem nie jest prosty. Na ogół skupiamy się na tym, co sami chcemy powiedzieć i wciskamy rozmówcę w swoje własne schematy myślowe – pytań, odpowiedzi, refleksji. Tu trzeba dużego wsłuchania się. Gdy pracuję z takim obrazem, czyli z drugą osobą, to tak jakbym chciała poznać cały jej wszechświat, wszystko, co nosi w środku.
K. Cz.: Czym dla Ciebie jest ta energia? Jak ją rozumiesz?
K. B.: Nie umiem do końca powiedzieć, czym ona jest. Wyciągam ręce w przestrzeń i szczytuję albo zamykam oczy, żeby się z tym, co jest niewidzialne połączyć. Ja po prostu czuję ją jako wiązkę informacji. Jest ona nośnikiem światła, życia, ducha, który nas napełnia i od razu widać, jak to życia się porusza w tej energii. Energia jest dla mnie rodzajem niewidzialnego przepływu, to akt tworzenia.
K. Cz.: W arteterapii uznaje się, że jednym z ważnych atutów tworzenia jest poczucie sprawstwa. Zastanawiam się czy energię można porównać do odzyskania życia i tego, że można je wziąć w swoje ręce, wziąć za nie odpowiedzialność. Złapać je w tym?
K. B.: Można złapać. Każda osoba, która zajmuje się twórczością różnego rodzaju musi wniknąć w pewną strukturę i przestrzeń dla niej niewidzialną. Używamy tutaj wyobraźni. Nie widzimy jej, a ona jest. Posługujemy się myślą, emocją, intuicją. Nie postrzegamy ich jako materialne, a one jednak niosą energię i są czymś co napędza, sprawia, że chcemy coś stworzyć. Co decyduje o tym, że chcemy zamanifestować to w danym dziele? Kieruje nami coś, czego nie widzimy, a chcemy ożywić, czyli chcemy wydobyć tę niewidzialną część, która pragnie się z nas wydostać. Pytanie, czym ona jest? Jeżeli mamy dobry kontakt ze sobą i czujemy swoją przestrzeń, to mamy szansę dokonać rozpoznania. Za pomocą sztuki możemy badać to, co chce się wydostać i zamanifestować w materii, bo tak naprawdę tworzymy w materii. Obraz jest materią, tkanina, świeca. Aktem twórczym wnosimy energię w materię, ożywiamy ją, niejako ją oświecamy, wnosimy w nią życie, więc jest to akt sprawczy, dlatego nie mówię, że dzieło jest udane bądź nie udane – jest jedynie na jakimś etapie powstawania. To sprawstwo samo w sobie jest tym, że mogę twórczą energię, intuicję wziąć w ręce i wypchnąć ją do wymiaru materialnego, niezwykła sprawa, to jest niewątpliwie akt twórczy. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego. Słowem można malować obrazy, można malować pędzlem, można malować muzyką, poezją, ciszą. Po prostu za pomocą sztuki chcemy widzieć, czym oddychamy, jaki jest nasz wewnętrzny świat i to jest dla mnie sprawstwo i odpowiedzialność.
K. Cz.: Co twórczość daje Ci w codzienności? Czy wpływa na codzienność?
K. B:. To jest moment, kiedy mogę całkowicie wejść w swoją przestrzeń duszy. Zamykając oczy mogę być wszędzie. Wędruję po wszystkich zakamarkach wszechświata. Moja wyobraźnia i moje pragnienia eksploracji są niczym nieograniczone. Mogę usiąść i wydobyć ten mój niewidzialny świat, uczynić pomost i przerzucić w moim wypadku na płótno. To w codziennym życiu daje uczucie ciągłego kontaktu, z tym nienazwanym, boskim. Zawsze będę się do tego odnosić. Nie umiem tego inaczej opisać, jak przez porównanie z czymś transcendentnym, metafizycznym. Nie można się do tego konkretnie odnieść, z całą pewnością określić. Wyobrażam sobie, że to jest to, za czym wszyscy tęsknimy – wszechogarniającą miłością, pełnią szczęścia, pełnią dobrostanu wewnętrznego. Wydaje mi się, że to jest cały czas ze mną obecne. Z pomocą tego środka wyrazu mogę wzbogacać swoje życie, wychodzić z przestrzeni, które mi nie służą, bo mam kontakt z tymi, które mi służą, które mnie napełniają i którym nic nie zagraża. One mają taki rodzaj jakości, który jest niezbywalny i żadne przeciwieństwa w życiu, ograniczenia życiowe nie są mi w stanie tego odebrać. Twórczość łączy mnie bezpośrednio z przestrzeniami, które mnie karmią którymi się nasycam, które są sercem mojego wnętrza. Tak mogę to nazwać.
K. Cz.: Mogłabyś zachęcić do tworzenia ludzi, którzy mają negatywne skojarzenia z artystami, z samym tworzeniem. Uważają, że to niepotrzebna zabawa albo utożsamiają artystę z wariatem, któremu pozwala się na więcej, zarzuca mu brak zorganizowania w codzienności. Myślisz, że można oswoić innych i pokazać i inną perspektywę?
K. B.: W przeciągu swojego życia słyszałam różne opinie na temat zawodów artystycznych. Najbardziej standardowe, że nie będzie z tego chleba, nie utrzymasz się z takiego pacykowania. Często byłam świadkiem takich rozmów. Tutaj wspominam mojego dziadka, który malował. Miał pasję tworzenia, którą we mnie również z radością dostrzegał. Pozostawił albumy malarskie, i czułe słowa zachęty, które kierował do małej wówczas dziewczynki. Nigdy nie usłyszałam od niego, że to jest bezwartościowe, bo to kochał. Malował na różnych powierzchniach. Pamiętam, że u dziadków w domu nawet na drzwiach od szafy był namalowany obraz.
Czasy w których żył, były niepewne i bardzo ciężkie. Jednak pomimo strapień i ogromu trudów życia, przekazał niezniszczalną energię w dobrym słowie. Słowie, które zbudowało mnie i wzbogaciło na samym starcie życia. Do czego jednak zmierzam?
Osobiście zachęcam wszystkich. Wiele słyszę niepochlebnych opinii od samych twórców, że mi nie wyszło, że ja nie maluję dobrze, że nie mam techniki, że powstał jakiś bubel, samej mnie dotyczyły takie frustracje, bo chciałam osiągnąć wymarzony poziom artyzmu. Stworzyć dzieło, które będzie mnie zachwycało, ale tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenia, dlatego, że jeśli człowiek chce coś robić, to jest to poza wszelkim ograniczeniem, poza opinią ludzi, poza jakąkolwiek opinią. To, co człowiek chce stworzyć jest tylko jego, jego wewnętrznym światem. Pojawia się kolejny temat, jak sztuka sama została wepchnięta w ograniczenia? Musimy reprezentować jakiś poziom, musimy zdobyć prestiżowe wykształcenie, zasłużyć na uznanie środowiska artystycznego. Znowu wchodzimy w ograniczenia i sztuka staje się tylko dla wybrańców, którzy w efekcie już sami przestają wiedzieć kim są i gdzie po drodze utracili to „coś” co było tylko ich.
Szalony, ale geniusz – padają czasem takie stwierdzenia, czyli niezmordowanie nadajemy etykietki. To tak jakbyśmy mieli strumień życia przed sobą i ciągle stawiali na nim tamę – tylko dotąd strumień może popłynąć, a drugi powie nie nie, to musi być w zupełnie innym miejscu, a trzeci powie, że tyle życia wystarczy. To tak jak ze sztuką. Sztuka nie ma ograniczeń. Wewnętrzna potrzeba dialogu ze sobą, światem i ukazanie tego, co w moim wnętrzu, nie ma granic i każda forma wyrazu jest przepiękna i wartościowa, co widać szczególnie u dzieci i młodzieży, którzy z intuicji, z serca malują, bo tak. Piękne jest to, że można to z siebie wydobyć w sposób jak najbardziej naturalny oraz nie poddać ocenie, bo wszystko w życiu nieustannie poddajemy ocenie, a sztuki nie da się poddać ocenie, tak jak życia nie da się poddać ocenie. Wtedy staje się ono więzieniem i trzeba znowu stworzyć cały system, żeby z niego wyjść, opuścić stare światy. Wydostać się i przestać myśleć, o tych wszystkich rzeczach, które nas hamują w rozwoju. To, co w człowieku żyje i jak oddycha jest tylko jego i nikt nie ma takiego prawa decydować za niego, dokąd ma płynąć jego własne życie. Nie dość jednak, że człowiek sam siebie ogranicza to ulega jeszcze wpływom innych, którzy niechybnie stawiają mu kolejne ograniczenia. Dlatego twórcza praca, jakiejkolwiek by dziedziny nie dotyczyła jest absolutną formą ekspresji życia wewnętrznego. Aby się tym jednak bezrozumnie nie zachłysnąć, powtórzę tutaj pytanie, które padło już wcześniej. Czy to co robimy, myślimy, czujemy, wzbogaca nasze życie czy zubaża? Czy istnieją rodzaje ekspresji, które nie zawsze służą, które w swej formie bardziej dążą do entropii niż wzrostu? No właśnie odwieczny dylemat. Gdzie jest ta „granica” naszej ekspresji? Czym jest to, co się z nas wydostaje? To jest kolejny temat. Bardzo głęboki. Czemu ma służyć sztuka i jaki jest jej zadanie terapeutyczne na przykład? Czym jest i gdzie jest ten obszar w naszej rzeczywistości wewnętrznej, który bierze nad nami górę? I sami nie wiemy, czym on jest. Może się zdarzyć, że nad nami zapanuje i ulegniemy mu całkowicie.
Mało uczymy się o sobie, o całej naszej istocie. Nie wiemy, czym jest nasza sztuka, czym jest tak naprawdę nasza twórcza ekspresja, co chcemy nią pokazać. Jeśli nie wiemy, co pokazujemy, to doznajemy frustracji. Gdy doznajemy frustracji, to bardzo szybko ulegamy wpływom ze świata zewnętrznego. Tak tracimy kontakt przede wszystkim z wewnętrznym światem. Oddając się bezkrytycznie siłom, o których nic nie wiemy możemy doprowadzić do destrukcji. Tutaj pojawia się właśnie miejsce na zgłębienie i analizę terapeutycznej funkcji sztuki i samej twórczości.
K. Cz.: A sztuka jako odreagowanie rzeczywistości? Czy w Twoim przypadku to się sprawdza? Odreagowanie jakichś sytuacji, problemów?
K. B.: Chyba nie do końca. Oczywiście może być rodzajem odreagowania. Jednak dla mnie tworzenie, nie jest workiem treningowym, gdzie mogę wyrzucić swoją złość, co nie znaczy, że nie mogę tego zrobić. Czy mówiąc sztuka nie nadajemy jej jakiś określonych ram, że ona ma czemuś służyć? To dla mnie jest po prostu przejaw wewnętrznego życia człowieka. Czy ona będzie przejawem odreagowania, czy będzie przejawem tylko i wyłącznie pasji, czy wewnętrznej ekspresji i doświadczaniem różnych stanów duchowych. Nie ma znaczenia. Zawsze, w każdym wypadku będzie spotkaniem, z samym sobą niezależnie od tego, czy to jest odreagowanie, czyste spełnianie się artystyczne, czysta przyjemność, relaks. To nie ma znaczenia, to, co na danym obrazie nam wychodzi, to co przedstawiamy, to zawsze stajemy na naprzeciw siebie samych. Oczywiście, gdy maluję dla kogoś, to też jest moją komunikacją ze mną i z tym człowiekiem. Ja się z nim łączę w dialogu na najgłębszym poziomie. Jeśli mówimy o sztuce odreagowania, jak najbardziej ona może być odreagowaniem i dobrze jest, jeśli możemy odreagować poprzez sztukę. Wielu artystów odreagowuje swoje życie w sztuce. Oglądamy takie dzieła i mówimy: co on na chciał przez to powiedzieć? Czyli jest to komunikacja z drugim człowiekiem. Ona pokazuje mi mój stan wewnętrzny odbiorcy i w ten sposób możemy się porozumieć, poznać. To czego ten drugi człowiek nie mówi na co dzień, w czym jest zamknięty, może mi przekazać w swojej sztuce, bo ona idzie z pokładów nieświadomości, indywidualnej, zbiorowej, zaciąga z całej treści, która jest w każdym z nas, z tej całej intuicji, z tego wewnętrznego postrzegania. Obraz pokazuje mi jaki jest mój stan wewnętrzny na dany moment, dlatego jeżeli zaczynam tworzyć dla kogoś, natychmiast muszę się zreflektować. Jeżeli moje myśli zaczynają być blokujące, to moja praca natychmiast odcina mnie od dalszych działań. Wtedy mówię do siebie: przestań to nie jest dobry moment na tworzenie. Szczególnie jeśli mam intencję, żeby połączyć się z najwyższą duchową istotą drugiej strony, źródłem wspólnej komunikacji. Nie mogę wyrzucić wszystkiego, co mnie boli w tym momencie, ponieważ jestem na innym stopniu połączenia z drugą osobą, dla której powstaje obraz. Chyba, że pracowałabym dla siebie, z intencją: teraz wyrzucam z siebie wszystko, co mnie boli, to wówczas będę wydobywać swój ból i to będzie jak najbardziej adekwatne, pozytywne. Lepiej wyżyć się artystycznie, wydobyć to z siebie na płótno, czy papier niż siać destrukcję wokół siebie, ponieważ nie radzę sobie z emocjami. Lepiej je wydobyć. Wszystko, co zobaczymy nas ulecza -taki obraz z naszymi emocjami. Dlatego miałam takie niezwykłe doświadczenie u Ciebie na warsztacie, że na co dzień maluję wielkoformatowo, a tam musiałam odnieść się do małego formatu i zdałam sobie sprawę, że świeci słońce, jest mi źle i maluję ból głowy i mówię do siebie, że to jest chyba mój ból głowy? Ale czy on jest taki wielki? I zaczynam wchodzić w wewnętrzny proces. Nagle pojawia się ogrom myśli. Już samo przywołanie obrazu, już sama aktywność z obrazem w danym momencie, natychmiast uruchamia lawinę myśli, odblokowuje wszystkie emocje te przyjemne i nieprzyjemne, wszystkie programy, które we mnie są, oceny i ograniczenia. Jeśli chodzi o sztukę, artystyczną formę wyrazu, absolutnie polecam ją wszystkim, którzy tylko czują, że chcą. W ogóle zachęcam do spróbowania, bez oceny siebie, czy to jest dobre, czy to jest ładne, brzydkie, czy mi wychodzi, czy ktoś mnie pochwali za to, czy się sprawdziłem. Zachęcam żeby się w tym nie sprawdzać, tylko puścić to życie niech ono płynie przeze mnie.
K. Cz.: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci