SESJA WYZWANIE, czyli Dzień Babci & Dziadka
- 19/01/2018 przez Kasia
- Fotografia
Czas przedświąteczny. Do podróży szykuję się jakoś wcześniej. Wigilia w Gdyni, pierwsza bez Babci i pierwsza poza Białymstokiem, duża, z najmłodszymi pociechami:) Denerwuję się i cieszę jednocześnie. W międzyczasie dostaję wiadomość – wyzwanie, a mianowicie zapytanie o sesję szóstki dzieci – prezent na Dzień Babci i Dziadka, w zasadzie na już, bo tylko w okresie około świątecznym można wszystkich zebrać. Waham się. Nie wiem, czy zdążę wrócić. Zastanawiam się też nad przestrzenią, przecież teraz to ja bardziej prowadzę pracownię. Jeśli robię sesje to małe, kameralne, arteterapeutyczne. Pytam więc, a może studio? No, ale zaraz Wigilia, nie ma czasu. Zgadzam się i po fakcie przychodzi do mnie wspomnienie mojej pierwszej sesji z Izą, w świeżo wynajętym mieszkaniu, pustym. Chyba jeszcze przed remontem. Gotowa była tylko wycyklinowana podłoga. Wtedy też nie było czasu – 9 miesiąc, poród na dniach. Zdecydowałyśmy się. Wyszło pięknie. Uwielbiam tą sesję.
Zdecydowałyśmy się i teraz. Pomyślałam sobie, że to symboliczne spotkać się po latach w analogicznie podobnej sytuacji początku. Ponownie przekonałam się, że to, co na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe, wcale takie być nie musi. Wystarczy trochę kreatywności, wiara w to, że się uda i realne działanie. Zatem nową przestrzeń eksploruję na różne sposoby. Sprawdzam, co mogę, w czym czuję się dobrze, podejmuję wyzwania, uczę się, wyciągam wnioski, poprawiam. Tak tworzę miejsce, którym chcę się dzielić, które chcę rozwijać, w którym chcę pracować 🙂
Pięciu chłopców w wieku od 9 miesięcy do lat 7 i 2- letnia dziewczynka, do tego trzy mamy i jeden wspierający organizacyjnie przedsięwzięcie tata. Z pracowni wcześniej usunęłam wszystko, co zbędne (tak mi się wydawało;)). Przygotowałam kuchnię jako przestrzeń alternatywną i do dzieła! Przemyślana strategia została zmodyfikowana przez dzieci – żywioły. Był zorganizowany chaos i korekta na bieżąco. Udało się:) Na koniec usłyszałam, że to krótko było i mogłoby jeszcze trwać. Spodobało się. Gdy już wszyscy wyszli – usiadłam i przez chwilę zastanawiałam się, jak się nazywam? Dałam radę ja i daliśmy radę wszyscy, bo praca z dziećmi, to działanie zespołowe. Bez fajnego kontaktu i wsparcia rodziców byłoby mi po prostu trudno, a tak wszyscy mamy radość:)))) Dziadkowie też:) Dostali oprawione w ramy portrety wnuków i wnuczki:)