Czułym okiem przyglądam się światu. Bardzo osobiście bądź z dystansem opowiadam o twórczym wyrażaniu siebie, o spotkaniach oraz inspiracjach arteterapeutycznych i fotograficznych.

MINI SESJE ZDJĘCIOWE – sposób na mój powrót do zdrowia i fotografii

Niechętnie realizowałam mini sesje, bo czasu mało i nie da się rozpędzić, więc skończyło się po dwóch próbach, jeszcze w mokotowskiej przestrzeni. Wolę na spokojnie. Móc się wcześniej przygotować, dopytać o pragnienia, trochę powymyślać zanim się spotkamy, a gdy już dojdzie do realizacji zdjęć, to lubię mieć przestrzeń na rozmowę. Uwielbiam. Okazało się jednak, że okoliczności, w których się znalazłam pozwoliły mi spojrzeć totalnie inaczej na mini spotkania z fotografią.

Pooperacyjna regeneracja wychodzi mi bardzo różnie. Bywam bardzo uważna i dbam o powrót do pełni sił. Innym razem pojawia się we mnie popędzacz i zaciskacz. Ignoruję dyskomfort lub go zagłuszam, co potem odbija się to na moim zdrowiu. Łatwo ulec własnej presji, wymogom świata zewnętrznego, kultury i zapomnieć o tym, co jest ważne. Mam wrażenie, że wtedy zamiast do przodu ze zdrowieniem – cofam się i znikam, bo z braku trudno działać. Lekcja dbania o siebie trwa. Daję sobie więcej czasu ochronnego. Inaczej się chyba nie da, mimo że próbuję. Uczę się pochwały powolności i akceptacji małych kroków. Poznaję siebie na nowo.

Chcę współpracować z moim ciałem i słuchać jego potrzeb. Doceniać je, mimo blizn i zmian, które są naturalne. Razem możemy więcej i to może być całkiem dobra jakość życia. Jestem całością. Moje myśli, postrzeganie siebie, emocje wpływają na ciało i odwrotnie – dbanie o ciało stymuluje moje samopoczucie. Fakt, że nie zignorowałam głosów ciała sprawił, że dostałam szansę na wyzdrowienie. Mój ważny krok. Zaufałam sobie, temu, co odczuwam i dzięki temu nie było za późno. Zdążyłam. Przełamałam kulturowy kult kobiecego wytrzymywania i dawania rady, a może poddałam się, gdy przeciwbólowe tabletki przestały działać? Możliwe, że gdybym posłuchała pierwszego lekarza, do którego trafiłam moje życie potoczyłoby się inaczej – bez szansy, a ja byłabym coraz bardziej sfrustrowana. Bynajmniej nie jestem uodporniona na ból, mimo że do dyskomfortu w pewnym stopniu można się przyzwyczaić. Za to, gdy znika – czujesz wolność i ulgę, a nawet radość z małych rzeczy. Od jakiegoś czasu wróciła do mnie również nadzieja, mimo że moje życie prywatne nie jest wolne od uniwersalnych problemów ludzkości, to wierzę, że wszystko, co nas spotyka ma sens. Tylko czasem trudno go dostrzec, gdy jesteś w środku wydarzeń. Zrozumienie przychodzi później. Wdzięczna jestem za bliskich, moc kobiecych przyjaźni, kręgów, których jestem częścią i spotkania, które rozjaśniają drogę. Kryzysy się zdarzają. Mijają. Czasem mamy słońce, czasem deszcz i nadzieję na dobro.

Spontaniczna decyzja, by pozwolić sobie na przetestowanie własnych możliwości w prawdzie o mojej aktualnej kondycji podczas mini sesji było czymś, co dało mi ogrom energii. Taka odmiana w kontraście do tego, co wcześniej myślałam o mini sesjach. Gdy przeginałam dostawałam troskę – przypomnienie, które mnie zatrzymywało. Robiłam wtedy powrót do słuchania ciała. Czujność z zewnątrz, od osób, które fotografowałam było jak zbawienie. Zdałam sobie sprawę, że pasja ma również ciemną stronę. Dla dobrego zdjęcia lub w takim uniesieniu, że dzieje się – z łatwością przekraczam siebie. Wypieram ból i dociskam. No, ale nie chcę już powtórek. Blizna upomina się o uwagę mocniej. Zatrzymuję się. Współpraca. Obiecałam współpracować, z troską i uważnością, również na mnie samą. Zatem testuję współdziałanie na kilku płaszczyznach – z ciałem, moją kreatywnością, wrażliwością i aparatem, i z osobą, którą fotografuję, jej wrażliwością i potrzebami. Małe porcje, wstęp do większego doświadczenia, a może sprawdzenie o mniejszym rozmachu, taki pierwszy krok.

Pełne sesje w moim wydaniu również wracają. Lipiec był miesiącem przygotowań. Pierwsza, ogromniaszcza za mną. Wdzięczna jestem za pomoc w noszeniu sprzętu, bo takie znaleźliśmy rozwiązanie – najlepsze, bo dałam radę. Teraz szykuję się do kolejnych spotkań – kobiecych i biznesowych. Dbam o to, by po każdym móc nabrać sił na kolejne. Pilnuję równowagi, choć po tak długiej przerwie jest to trudne z wielu względów. Wierzę jednak, że wytrwam. Blizna mnie pilnuje i przypomina o deklaracji współpracy.

Chcę również zorganizować kolejne mini sesje (19,20 i 21 sierpnia). Spodobało mi się ostatnio i może to dobry pretekst do spotkań i inspiracji, a później modyfikacji? W tym roku mija 10 lat istnienia Czułego Oka i bardzo chciałabym to uczcić. Jeszcze nie wiem jak? Szukam pomysłu. Pewnie za jakiś czas się pojawi.

Tak z grubsza wyglądają moje powroty do zdrowia i fotografii. Bynajmniej idealne nie są. Błądzę, popełniam błędy. Szukam rozwiązań. Pytam. Słucham. Czasem się dziwię, innym razem wściekam. Z cierpliwością się układam i akceptacją. Dziękuję, bo mam za co. Doceniam, bo niejednokrotnie życie pięknie mnie zaskoczyło, a nawet zachwyciło. Piękno mnie koi i motywuje. Przyglądam się sobie i światu. Otwieram się na zmiany, bo tylko one są pewne. Niezmiennie również zapraszam do Czułego Oka, do przestrzeni z fotografią i doświadczeń, które tworzę.

Do spotkania 😊