Czułym okiem przyglądam się światu. Bardzo osobiście bądź z dystansem opowiadam o twórczym wyrażaniu siebie, o spotkaniach oraz inspiracjach arteterapeutycznych i fotograficznych.

Miłość & Arteterapia

Kiedy kocham czuję, że żyję. Gdy jestem kochana rozkwitam. Miłość to najpiękniejsze, co mi się przytrafiło w życiu. Chce, by trwała wiecznie. Zatem wybiegam w przyszłość i usiłuję coś zrobić, by tak było, dostać potwierdzenie, że to możliwe. Próbuję wymusić. Chcę gwarancji. Jakbym mogła tak czegoś uniknąć… Tym samym zaczynam się bać straty. Otwiera się pamięć poprzednich relacji i te wszystkie blizny. Stary ból. Tracę tu i teraz. Łapię ten moment. Widzę jak bardzo oddalam się od obecności, od przepływu i piękna, które się po prostu działo. Bez udziału mojej rozkminy. Spokój, radość, zachwyt, inspiracja, rozwój. Spotkanie w razem. Poza moim utartym schematem. Dałam się zaskoczyć, doświadczyć życia, prawdziwej relacji między mężczyzną a kobietą, intymności, bliskości łączącej duszę, serce i ciało.

Jak to możliwe? Żadne z nas niczego nie oczekiwało. Spotkaliśmy się w otwartości i ciekawości drugiej osoby. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Czułam jak dostaję siłę, jak rosnę, jak mi dobrze. Nie rozumiałam tego, co się dzieje. Wszelkie moje postanowienia poszły w niepamięć. Nie uciekłam. Zostałam. Doświadczałam istnienia. To najcudowniejsze przeżycie móc się przeglądać w oczach zachwyconego i kochającego mężczyzny. Uspokoiłam się, jaśniałam. Zdecydowanie lżej znosiłam komplikującą się codzienność. Eksperymentowałam i rozwijałam się niezależnie od tego, czy coś mi się udawało, czy nie. Miłość dodaje skrzydeł i człowiekowi wydaje się, że jest w stanie góry przenosić.

fot.: archiwum prywatne

Tylko jak sobie pozwolić na takie szczęście? Znalazłam się tam, gdzie wcześniej mnie nie było. Co robić? Sięgam po schematy, szukam definicji, zastanawiam się nad kolejnym etapem. Zamiast po prostu żyć i cieszyć się. On nie wchodzi w moje wahanie. Ma odwagę żyć po swojemu. Nie zdradza siebie. Ja boję się odrzucenia. Chcę głasków od otoczenia. Manifestacji, że ja też mam poukładane życie. Nic z tego.

Przyglądam się moim znajomym. Coraz więcej rozwodów, a przecież było tak pięknie, z przyklaskiem, formalnie, z perspektywami na daleką przyszłość. Młodsi mają w sobie jeszcze sporo żalu, starsi wydaja się być bardziej pogodzeni i świadomi, że taka kolej rzeczy – narodziny i śmierć. Czasem po prostu warto podziękować i otworzyć się na nową relację.

Dociera do mnie w końcu, że i miłość jest o wolności. Wybieram Ciebie, bo tak czuję i cieszę się, że Ty też mnie wybierasz. Wzajemność i zaufanie. Miłość to spotkanie dwojga ludzi w swoich osobistych pełniach. Niewiele ma wspólnego z przywiązaniem, a tym bardziej z lękiem. Nie ma udawania. Nie potrzebuję Ciebie, by żyć, bo umiem żyć sam/sama. Jestem sobą. W zasadzie wszystko zaczyna się od nas samych, od jakości tej najważniejszej relacji.

Dochodzę do wniosku, że z miłością podobnie jak z arteterapią, o zdefiniowanie trudno. Widzę jednak trochę analogii. Miłość i arteterapia to rozwój przez sztukę. Tworzenie, doświadczanie, poczucie sprawstwa, metafora, komunikacja z tym, co ukryte i inicjowanie zmian w zgodzie z pierwotną esencją, pochodzącą od dziecka, które nie zostało jeszcze uformowane przez system wychowawczy. Bez oceniania, w wolności i akceptacji. Każdy z nas potrzebuje indywidualnej drogi otwarcia. Nie ma czegoś takiego jak jeden szablon określający ideał ludzkiego rozwoju. Są ramy i punkt wyjścia. Resztę każdy tworzy sam i wybiera te formy wyrażania siebie, które są mu najbliższe. Arteterapeuta uważnie podąża za osobą, jej twórczym procesem, z akceptacją świadkuje tej niezwykłej podróży.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam pięknego doświadczania miłości i arteterapii.

fot.: Kasia Czajkowska