Czułym okiem przyglądam się światu. Bardzo osobiście bądź z dystansem opowiadam o twórczym wyrażaniu siebie, o spotkaniach oraz inspiracjach arteterapeutycznych i fotograficznych.

Czas podsumowań

Ostatnio się wyłączyłam. Trochę się chowam, a może inkubuję 😉 Nie piszę, nie dzielę się z Wami, za to śnię przeszłość i rozmyślam. Udzielił mi się ten stan podsumowań. Przychodzą refleksje. Ciekawy to był rok, taki rok – przewrót. Bolesny, znaczący, pozytywnie nudny, konfrontujący i rozwijający. Inny.

fot. Agata Brzóska

Na starcie zaczęło się od bolesnej straty i powrotu po latach przerwy na terapię. Nie chciałam nikogo obciążać sobą, dlatego to była najlepsza decyzja, za którą stoi moja przyjaciółka. Jestem jej ogromnie wdzięczna. Nigdy wcześniej nie pracowałam tak głęboko i świadomie. Narzędzia arteterapeutyczne bardzo mi w tym pomogły. Nie oszczędzałam się, nie chroniłam, odsłaniałam, przeżywałam i porządkowałam. Chciałam sama zostać w swoim procesie i odzyskać moc, wziąć odpowiedzialność za siebie i dać sobie szansę.

Ciężko było, bo ja jestem jednak bardziej stadna jestem niż samotnicza. Całą sytuację ratowała wtedy praca. Chyba sama nie wpadłabym na to, że będzie dla mnie takim ukojeniem. Mogłabym wtedy zostać super córką i zająć się tatą po operacji, ale on uznał, że praca przy festiwalu jest ważniejsza. Początkowo czułam się jak zdrajca, który przedłożył karierę nad dobro rodziny. Byłam tam poranionym wewnętrznie dzikusem, który nieszczególnie dopuszczał do siebie ludzi, a jednak się z nimi kontaktowałam, pisałam do nich. Doświadczałam bycia w cudownym zespole i pracy przy fantastycznym, wielowymiarowym wydarzeniu, które mnie niesamowicie wzbogaciło. Wspominam z wdzięcznością. Brelok „JESTEŚ BOSKA”, który dostałam na pożegnanie wisi przy lustrze 🙂

Ciepło na sercu robi mi się również, jak wspominam moje nastolatki, które uczyłam fotografii. Dziewczyny uświadomiły mi, że kocham się dzielić, uczyć i opowiadać historie. Tak, potrafię duuuużo mówić. Wpadam w trans i trudno mnie zatrzymać. Przekonałam się jednak, że warto zadbać o równowagę i doświadczanie, praktykowanie, a co za tym idzie również popełnianie błędów, które uczą nas najwięcej, bo pokazują nam, że możemy coś naprawić lub znaleźć nowe, kreatywne rozwiązanie.

Właśnie sobie uświadomiłam, że powroty w tym roku zaliczyłam dwa, bo znowu jestem na pokładzie Belly Session Studio, po przerwie. Tym razem jednak zdecydowanie inaczej, bardziej samodzielnie i z pakietem nowych wyzwań.

Modyfikuję (bo końca nie widać, a pojawiają się nowe pomysły i wizje) przestrzeń Pracowni Czułe Oko i otworzyłam ją na różne działania, sesyjne, ale i warsztatowe (bardzo kameralnie). Do tego moja ogromna duma i radość – projekt „Droga do Siebie”. Rozwijamy się. Nasza grupa na zakończenie wyjeżdża z nami w naturę, weekendowo, a my jako prowadzące pojechałyśmy z warsztatem na Odważny Festiwal Kreatywności do Krakowa.

Miksuję moje prywatne życie z zawodowym. To nieuniknione. Pracuję z emocjami, więc nie mogę się totalnie odciąć. Zamrożenie to brak czułości, a ja przecież jestem Czułe Oko. Wiem już, że delikatność również może być moją siłą. Nieustannie dojrzewam do potencjału, który sobie wyznaczyłam. Potykam się, bo czułość czasem boli. Chyba najmocniej, gdy pozostaje bez odpowiedzi, wzajemności. Wtedy można założyć pancerz, ochronić się, ale i całkowicie pozbawić uczuć, życiowej energii. Takich momentów w tym roku miałam kilka. Postanowiłam, że nie będę uciekać. Konfrontacja niekiedy była jednak za trudna. Nie radziłam sobie. Co ciekawe, gdy zaczynałam przeżywać – wracało życie. Pojawiła się relacja – lekcja codzienności, wolności i bliskości. Nudna stabilność (spełnione marzenie), która dała mi ogrom przestrzeni na bezpieczne uzdrawianie ran z przeszłości – bardzo cenny dar. Bez niego nie ruszyłabym dalej. Zaczęłam więcej czuć, znowu czuć – pełna paleta, od złości po radość. Pracuję nad wstydem, nad pozwalaniem sobie na wzruszenie, przeżywanie emocji, które są. Przyglądam się im i puszczam. Perfekcyjna raczej nie będę, ale ta naturalna zwyczajność może być całkiem w porządku. W końcu zaczęłam siebie doceniać, uczę się przyjmować moją wrażliwość, bez wartościowania.

fot. Kasia Czajkowska

Ach, sporo się wydarzyło, nie wszystko nadaję się do opisania, nie wszystko da się opisać. Jednym z cenniejszych olśnień, które ostatnio do mnie przyszły to odwaga wypowiadania swoich potrzeb a nawet marzeń, na głos, do świata. Podarowania sobie miejsca i przestrzeni w sobie na ich spełnienie. Skromność w kwestii marzeń w moim przypadku się nie sprawdziła bądź sprawia, że wszystko dzieje się w swoim niepowtarzalnym tempie, czyli wydłuża się w czasie, co niekiedy frustruje i męczy, a nie wszystkie marzenia są z kosmosu. Mam całkiem spory pakiet marzeń uniwersalnych. Oby się spełniły, najlepiej już w przyszłym Roku! 🙂

Zatem podsumowując miłości Wam życzę na Święta i na codzień, dobrego domykania i otwierania się na nowe w 2020 i wszystkiego, czego aktualnie potrzebujecie! 🙂